............................................................................................................................................................................................
 
XXVI Międzynarodowy Festiwal
CHOPIN W BARWACH JESIENI
Antonin 2008
 
  12, 18 - 21 września 2008  
Stowarzyszenie "Wielkopolskie Centrum Chopinowskie - Antonin" w Ostrowie Wielkopolskim
............................................................................................................................................................................................
(Powrót)
 
JULIUSZ MULTARZYŃSKI

        Artysta fotografik. Członek Związku Polskich Artystów Fotografików (ZPAF), Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich (SDP), Związku Autorów i Kompozytorów Scenicznych (ZaiKS), Dolnośląskiego Stowarzyszenia Fotografików i Twórców Audiowizualnych (DSFiTA) oraz Międzynarodowej Federacji Sztuki Fotograficznej (FIAP). Absolwent Politechniki Wrocławskiej, studiów podyplomowych na Uniwersytecie Warszawskim i w Szkole Głównej Handlowej w Warszawie oraz Studium Fotografii i Filmu przy Ministerstwie Kultury. Od 1983 roku współpracuje z Teatrem Wielkim - Operą Narodową i innymi polskimi scenami operowymi, z Filharmonią Narodową, Narodowym Instytutem Fryderyka Chopina i wieloma instytucjami kultury. Jest autorem albumów fotograficznych "Balet w Polsce", "Mój Verdi" (w 100 rocznicę śmierci kompozytora) i "Dyrygenci-alfabet ekspresji".
        Autore wielu indywidualnych wystaw fotograficznych m. in. w Japonii, Niemczech, Szwajcarii, Stanach Zjednoczonych, Tajwanie i najważniejszych ośrodkach muzycznych w Polsce. Jego zdjęcia są często publikowane w prasie polskiej i zagranicznej, wykorzystywane w plakatach, kalendarzach, książkach i encyklopediach oraz na okładkach płyt. Zdobywają nagrody i wyróżnienia na międzynarodowych konkursach fotograficznych. Posiada tytuł Artysty Międzynarodowej Federacji Sztuki Fotograficznej, a jego biografię opublikowała w 1997 roku szwajcarska "Międzynarodowa Encyklopedia Fotografów od 1839 do współczesności".
        Należy do artystów najścislej współpracujacych z Miedzynarodowym festiwalem "Chopin w barwach jesieni". W roku 1998 trafiła do Antonina jego głośna wystawa "Viva Opera". Od tego czasu Multarzyński nie tylko prezentuje tu swoją sztukę, ale też co roku fotografuje szczegółowo ten festiwal wzbogacając jego kronikę o cenne reportaże. W roku 2003 miał kolejna wystawę pt. "Antonin. Chopin. Muzyka" prezentowaną nie tylko w Antoninie na galeriach pałacu myśliwskiego, ale też w Centrum Kultury i Sztuki w Kaliszu. W tym roku (2008) przygotował dla Antonina, wspólnie z prof. Małgorzatą Komorowską wystawę "Marcella Sembrich-Kochańska - w 150. rozcnicę urodzin".

 

 
MAŁGORZATA KOMOROWSKA

        Urodziła się w 1939 roku w Warszawie. Dyplomantka Uniwersytetu Warszawskiego (magisterium u Jana Kotta) i Państwowej Wyższej Szkoły Muzycznej w Warszawie (magisterium u Pawła Beylina) - od 1982 wykładowca tej uczelni, obecnie Uniwersytetu Muzycznego im. Fryderyka Chopina, na stanowisku profesora nadzwyczajnego. Dr hab. nauk humanistycznych w zakresie historii teatru, współpracownik Instytutu Sztuki Polskiej Akademii Nauk. Stypendystka Ministerstwa Kultury i Fundacji Kościuszkowskiej. Badaczka dziejów polskiej kultury muzycznej, życia operowego i biografii artystów, publicystka "Ruchu Muzycznego", komentatorka koncertów.
        Ważniejsze książki: "Szymanowski w teatrze" (Warszawa 1992) - uznana przez Sekcję Krytyków Polskiego Ośrodka ITI (International Theatre Institut) za Teatralną Książkę Roku, "Teatry muzyczne Drugiej Rzeczypospolitej" (Warszawa 1997), "Kronika teatrów muzycznych PRL - lipiec 1944-czerwiec 1989" (Poznań 2003), "Marcella Sembrich-Kochańska - życie i śpiew" (Warszawa 2008).

 


Małgorzata Komorowska o Marcelli Sembrich-Kochańskiej

        Urodziła się w 1858 r. w Wiśniowczyku na Podolu, jako córka wędrownego nauczyciela muzyki. Ubogą, ale dzielną i zdolną dziewczynę w nauce muzyki we Lwowie wsparli tzw. dobrzy ludzie. Jej profesorem gry na fortepianie w tamtejszym Konserwatorium był Wilhelm Stengel, z rodziny zasłużonej dla kultury polskiej. Pomógł jej w wyjeździe na studia do Wiednia w zakresie gry na fortepianie, skrzypcach oraz śpiewu, a potem wokalne do Mediolanu.
W 1877 roku zawarła ze Stenglem małżeństwo i w tym samym czasie zadebiutowała w Atenach, jako sopran koloraturowy. Karierę zaczęła w Dreźnie (1878) i kolejno występowała we wszystkich liczących się ośrodkach operowych i muzycznych Europy (Lipsk, Wiedeń, Warszawa, Londyn, Madryt, Paryż, Bruksela, Berlin). Pragnąc, aby wszędzie tam brzmiała muzyka Chopina i brzmiał język polski - język narodu z państwa nieistniejącego na mapie świata - podczas wszystkich swych koncertów i wielu przedstawień operowych wykonywała jako naddatek pieśń Życzenie Chopina i poświęciła temu ciekawy artykuł (druk w programie festiwalu).
        Z impresariami Carskiej Opery Włoskiej w Petersburgu podpisywała doroczne kontrakty (1880-1883, 1891-1896) i była w Rosji partnerką słynnego barytona włoskiego Mattii Battistiniego. Na koncertach i przedstawieniach śpiewała dla koronowanych głów i otrzymywała w darze bezcenne klejnoty. Wiele z nich zachowało się, m.in. bransoletka wysadzana diamentami, z wygrawerowanym napisem od cara Aleksandra II, wręczona Sembrich na kilkanaście dni przed zamachem, w którym zginął (1881 r.)
        Jej dom - wytworna "Villa Marcella" - był w Dreźnie. Osiedliła się tam liczna rodzina jej męża; szwagier Emil Stengel miał duży zakład litograficzny. Talent i kobiecy urok zjednały jej życzliwość i przyjaźń wielu wybitnych osobistości epoki, jak krytyk Eduard Hanslick, któremu z Rosji woziła baryłki czarnego kawioru, czy muzyk Cezar Cui, który komponował dla niej pieśni. W Ameryce pierwszy sukces odniosła w sezonie 1883/84, inaugurującym działalność słynnej Metropolitan Opera w Nowym Jorku. Solistką tej sceny była później w latach 1898-1900 i 1901-1909, mając za partnerów Enrica Caruso, Jana i Edwarda Reszków, Adama Didura, Emmę Eames i innych największych artystów epoki; śpiewała pod batutą Gustawa Mahlera. Występowała w kilkudziesięciu stanach i miastach USA, wraz z zespołem MET grającym w objeździe przeżyła trzęsienie ziemi w San Francisco w 1906 roku. Odbyła ze swymi własnymi koncertami tury transatlantyckie, śpiewała także w Kanadzie. Należała do grupy najlepiej opłacanych w Ameryce i najbogatszych artystów tego czasu. Co sezon wracała do Europy i zwykle pojawiała się też na występach w rozdartym zaborami kraju (Lwów, Kraków, Warszawa, Łódź, Wilno). Próbowała dojechać na koncert do Warszawy nawet w czasie rewolucji 1905 roku, ale nie przepuszczono jej przez granicę. Miała dom w Szwajcarii pod Lozanną (od 1908). W 1913 wybudowała bajkową rezydencję w Nicei.
        Podczas wojny 1914 roku działała w Ameryce w Komitecie Pomocy dla Polski, pozostając w kontaktach (i osobistej przyjaźni) z Ignacym Paderewskim, Henrykiem Sienkiewiczem, śpiewakiem Adamem Didurem, reżyserem Ryszardem Ordyńskiem, pianistą Józefem Hofmannem, kompozytorem Zygmuntem Stojowskim, oraz Władysławem (uzdolniony malarz), Emilią i Jadwigą Bendami, dziećmi przyrodniego brata Heleny Modrzejewskiej, Szymona Bendy. Przez całe życie podkreślała swą polskość, nie rozstawała się z bogatym polskim księgozbiorem (zachowanym w jej amerykańskim Muzeum). Z chwilą odzyskania przez Polskę niepodległości otrzymała dokument potwierdzający jej polską narodowość, a także Order Polonia Restituta.
        Po stracie męża w 1917 roku, stała się w 1920 obywatelką USA. Jej sztuka i zasługi dla amerykańskiej kultury są pamiętane. Była pedagogiem dwu znanych uczelni: Curtis Institute w Filadelfii i Juilliard School w Nowym Jorku; wykształciła liczne grono cenionych wokalistów. Jej portret wisi w hallu Metropolitan Opera, nagrania są wznawiane.
         Urodziła dwóch synów. Młodszy, nieuleczalnie chory, zmarł w wieku piętnastu lat. Żona pierworodnego, Willy'ego Stengla, stała się opiekunką jej archiwum (dokumenty, programy, afisze, recenzje, korespondencja i fotografie), zdeponowanego w 1992 r. w New York Public Library for The Performing Arts. Również dzięki Juliette de Coppet-Stengel na terenie ostatniej rezydencji Marcelli Sembrich, w Bolton Landing, nad brzegami Lake George w stanie Nowy Jork, znajduje się muzeum artystki. Synowa założyła też Stowarzyszenie Pamięci Marcelli Sembrich (The Marcella Sembrich Memorial Association), które działa aktywnie po dzień dzisiejszy.
        Szczątki Marcelli Sembrich-Kochańskiej zmarłej w 1935 roku, wraz ze szczątkami jej męża syn przewiózł do Drezna. Znajdują się w rodzinnym grobie na cmentarzu Johannisfriedhof.
        W swej sztuce wokalnej Marcella Sembrich reprezentowała styl bel canto. Przyszło jej działać w epoce przemian kulturowych i historycznych, i całe jej życie, prywatne i artystyczne doskonale odbija ów przełom stylów i wieków. Jest jednocześnie historią "galicyjskiego Kopciuszka", którego talent, dobroć, mądrość, siła woli i sporo szczęścia wyniosły na szczyty sławy i bogactwa.

 
Marcella Sembrich o sobie:
Lubię śpiewać Życzenie (I like to sing The Maiden's Wish) - "Bohemian", grudzień 1909


Mały polski mazurek, którym kończę każdy koncert, jaki daję w ciągu ostatnich dziesięciu lat, albo nawet i dłużej, stał mi się drogim z wielu różnych względów. Myślę, że nie ma drugiego, równie prostego utworu, który posiadałby aż tyle znaczeń dla śpiewaka. Po pierwsze jest to mazurek Chopina i ten fakt ma polską wymowę dla całego świata. Chopin to nasza chluba i nie ma dla nas, muzyków bardziej zaszczytnego obowiązku, jak ukazywać piękno jego twórczości przed światem. Oczywiście ja mniej mam okazji spełniać tę misję, niż mój drogi przyjaciel Ignacy Paderewski, jako że chopinowskie skarby przeznaczone są na fortepian, a repertuar dla śpiewaków jest relatywnie wąski. Mam na myśli oczywiście pieśni Chopina, a nie jego utwory fortepianowe, pod które podłożono słowa i zaadaptowano dla śpiewu. Te wykonuję rzadko, gdyż uważam, że geniusz kompozytora objawił się najpełniej w pieśniach, skomponowanych przez niego w takiej właśnie postaci a nie w transkrypcjach mazurków czy polonezów, które swą rzadką pięknością pociągają przecież wielu wokalistów.
        Ta drobna pieśń symbolizuje mój naród i moje przekonanie, że doskonale go reprezentuje, nie wypływa tylko z tak ważnego obecnie faktu, że w Europie jest obecnie mniej wolności, a Polacy są bardziej, niż kiedykolwiek uciskani przez tyranię. Podczas mych pianistycznych studiów grywałam mazurki Chopina, więc kiedy zaczęłam śpiewać, sięgnęłam po pieśń Pierścień [także w rytmie mazurka], ale ona nie spodobała się publiczności tak, jak się tego spodziewałam. Przebiegłam więc wszystkie pieśni Chopina i znalazłam Życzenie. To było właśnie to, czego szukałam. Ta pieśń nie akcentuje bardzo wyraźnie narodowego charakteru, ale jest takim utworem wielkiego kompozytora, który inspiruje śpiewaka do wyszukania w nim najlepszych cech. Nauczyłam się Życzenia i czekałam tylko dobrej okazji, by wykonać je publicznie. Nadarzyła się wtedy, gdy po sezonie spędzonym w Londynie jechałam z Warszawy do Petersburga. W scenie lekcji z Cyrulika sewilskiego zaśpiewałam arię z Gwiazdy Północy [Meyerbeera], a kiedy oklaski przedłużały się, zaczęłam rondo z Lunatyczki [Belliniego]. Ale stało się oczywiste, że musi być jeszcze jeden bis. Przeszłam więc do fortepianu, by sobie samej zaakompaniować, mając zamiar sprawdzić efekt właśnie tutaj, przed moją rodzimą publicznością w stolicy rosyjskiej Polski.
        Nie zdołałam nawet zagrać pierwszych taktów wstępu, gdy już utwór został rozpoznany przez obecnych na sali Polaków, i rozległo się "hurra", które trwało, aż nie skończyłam trzykrotnie powtarzać frazę introdukcji, i nie dałam znaku, że zaczynam śpiewać. Jeśli kiedykolwiek wątpiłam we wrażenie, jakie ten mazurek Chopina wywoła u publiczności, teraz zyskałam pewność. Aplauz był tak entuzjastyczny, że na dziesięć minut akcja opery została przerwana, i tu i tam wybuchły demonstracyjne okrzyki, nie tylko z podziękowaniem dla mnie, gdyż byłam jedynie interpretatorką pieśni, ale na cześć naszego wielkiego rodaka, który ją skomponował, i kraju, który wszyscy tak gorąco kochamy.
Odtąd śpiewałam Życzenie zawsze, gdy występowałam w Cyruliku sewilskim i zawsze na koncertach. Nawet jeśli nie byłoby innego powodu ukochania tej pieśni, byłabym niewdzięczna, gdybym nie dostrzegła, że zawsze mnie ratowała. Gdy publiczność, po długich i wyczerpujących recitalach nie chciała opuścić sali, choć zaśpiewałam już na bis i Orzech Schumanna, i Serenadę [Richarda] Straussa, albo coś równie popularnego z mego repertuaru, wtedy ściągałam rękawiczki i siadałam do fortepianu, by grać wstęp do mazurka. Wtedy publiczność wiedziała, że oddana jej Marcella Sembrich doszła do kresu swych sił, i każdemu ze swych słuchaczy dźwiękami Życzenia mówi do widzenia.
        Nie mam pojęcia, ile razy wystąpiłam jako Rozyna w Cyruliku. Najpewniej te dwie partie, Rozyny i Violetty w Traviacie śpiewałam częściej, niż jakiekolwiek inne. Począwszy od tamtego przedstawienia w Warszawie, nie było spektaklu Cyrulika, do którego nie wprowadziłam owego mazurka. Kończyłam Życzeniem każdy swój recital i dodawałam do programu każdego koncertu, z wyjątkiem takich koncertów z orkiestrą, w których bisy nie były przewidziane. Œpiewałam tego mazurka w Anglii, Francji, Rosji, w Niemczech, Danii, Belgii, Austrii i na Węgrzech, nie licząc USA. I zawsze śpiewałam to po polsku. To jest język nieczęsto dziś słyszany w niektórych z tych krajów, więc byłam dumna, iż mogłam się przyczynić do tego, by język polski był podziwiany i oklaskiwany na koncertowej estradzie i operowej scenie, jako język do śpiewu .
        Sukces tego mazurka w Warszawie nie był oczywiście niespodzianką. Parę tygodni później ponowiłam taką próbę w Petersburgu. Œpiewałam tam wtedy po raz pierwszy i miałam szczęście spodobać się publiczności na tyle, że pozostała mi wierna przez wszystkie późniejsze lata, i teraz, tej wiosny [1909] oklaskiwała mnie gorąco, gdy dawałam tam moje ostatnie przedstawienia żegnając się ze sceną. Przedstawienia opery włoskiej bywały tam doprawdy wspaniałe i mogły odbywać się tylko w okresie Wielkiego Postu, kiedy wedle surowych reguł prawosławia, rosyjska opera musiała być zamknięta. Kiedy po raz pierwszy śpiewałam tam Rozynę, postanowiłam wykonać Życzenie, choć używanie polskiego języka publicznie było zabronione i mój mąż, i moi polscy przyjaciele odradzali mi ten pomysł, mówiąc, że muszę się liczyć z niemiłymi konsekwencjami. Ale czułam, że mam taką powinność wobec kompozytora, który nie mógł być ze swym narodem, i teraz zwłaszcza, w czasie tak nieprzychylnym dla jego narodu, najlepiej wyrazi piękno jego muzyki mały mazurek. Najpierw dla ostrożności zaśpiewałam Słowika Alabiewa, pieśń popularną we wszystkich miastach Rosji, a potem, ponieważ oklaski trwały, zaczęłam grać Chopina.
        Pierwsze takty nie wywołały takiej reakcji, jak w Warszawie, mało kto znał tu Chopina, a Polacy na widowni, aczkolwiek dość liczni, nie zdradzili się żadną oznaką entuzjazmu. Dopiero gdy skończyłam, podjęli aplauz razem z Rosjanami. Oczywiście dla Polaków ta pieśń znaczy więcej niż dla Rosjan, którzy klaskali, bo po prostu podobał im się utwór i wykonanie. Dla moich rodaków, usłyszeć w stolicy Rosji, w najważniejszym po scenie Cesarskiej Opery teatrze, ojczysty polski język, było bezprecedensowym wydarzeniem. W końcu oklaskiwali mnie razem, Polacy i Rosjanie, ale tylko ja jedna rozpoznawałam dwie grupy wśród rozentuzjazmowanych słuchaczy. Wiedziałam, kto był Rosjaninem a kto Polakiem, bowiem moi rodacy wołali "Brawo, Kochańska!", znając moje prawdziwe rodowe nazwisko, a Rosjanie krzyczeli "Brawo, Sembrich!". Zamierzam pojechać tam na występy w przyszłym roku, i wiem, że po zaśpiewaniu mego ukochanego Życzenia znów usłyszę okrzyki "Brawo, Kochańska!" i "Brawo, Sembrich!". Zawsze śpiewałam tę pieśń po polsku i zawsze, gdy wracam pamięcią do Petersburga, wywoływała ona takie reakcje.
        Tamtego roku bywałam zapraszana na występy do Pałacu Zimowego, gdyż car Aleksander II był w żałobie po śmierci swej żony i nie chodził na przedstawienia Opery Włoskiej; ale mu je relacjonowano. Słyszał więc i o mazurku Chopina. Pod koniec pierwszego koncertu Aleksander II podszedł do fortepianu, przy którym stałam. "Teraz musi Pani zaśpiewać małego polskiego mazurka - powiedział - mówili mi o tym przyjaciele, którzy byli na przedstawieniach". "Jego Wysokość - odpowiedziałam - umiem to śpiewać tylko po polsku, nie znam innych słów". "Proszę więc śpiewać, całą treść wkładając w polskie słowa -rzekł - do nich przecież ułożona jest muzyka Chopina". Więc usiadłam do fortepianu i zaśpiewałam mazurka. I stało się tak, że w momencie najcięższego ucisku Polski przez Rosję, muzyka Chopina z polskimi słowami dźwięczała w Pałacu Zimowym na prośbę samego cara, któremu było sądzone zginąć parę dni później.
        Ale nie zawsze było tak łatwo śpiewać mazurka Chopina w Rosji. W Wilnie, gdzie gubernator był szczególnie surowy, po wykonaniu Życzenia zostałam poinformowana, że jeśli kiedykolwiek jeszcze to zaśpiewam, zostanę zmuszona do opuszczenia miasta bez prawa powrotu. Kiedy przyjechałam tam ponownie, zostałam poproszona o przedłożenie gubernatorowi programu koncertu i musiałam obiecać, że nie zaśpiewam niczego innego, niż zgłoszone utwory. Oczywiście zawsze coś zmieniałam. Np. ostatniej wiosny zamieściłam pieśń Chopina w mym programie wpisując ją między pieśni z rosyjskim tekstem. Rosjanie i Polacy lubią to właśnie dlatego tak bardzo, że niebezpiecznym jest wykonywanie Życzenia na terenie Rosji. Reszta świata też nie przestaje kochać tej pieśni, jeśli sądzić po stałym dopominaniu się, abym ją śpiewała. Dla mnie jest ona wyrazem ducha mego narodu i dziełem naszego największego kompozytora, związanym z całą moją karierą. Dlatego tak kocham Życzenie. Moi przyjaciele i wielbiciele kochają je, gdyż dla nich oznacza ono Chopina i jego pokorną interpretatorkę: Sembrich. Może to zresztą jest powód, dlaczego kocham tę pieśń jeszcze mocniej. Z pewnością byłby to powód wystarczający.


Przekład: Małgorzata Komorowska

 
 
............................................................................................................................................................................................